19.5.08

Spacer po parku oliwskim.

Pomyslałem sobie, iż dawno nie byłem w parku oliwskim. Długo myślałem i myślałem, aż w końcu przypomniałem sobie, że to już minęło 15 lat. Jak mogłem się spodziewać, nic się nie zmieniło, może jedynie karpie troszkę urosły.



nie przerabiane w PS'ie



100 punktów za odpowiedź : co to jest??




zielone miasto Gdańsk



jarząb szwedzki (lekko zardzewiały)

5.5.08

Zabawka dla dużych chłopców

Niestety, jeszcze jej nie widziałem (na żywo przynajmniej). Poczta rano zamknięta, a ja się na zajęcia spieszyłem i teraz muszę czekać do końca tygodnia =)




Nowa galeria.

Do oglądania poprzez linki po prawej stronie oraz bezpośrednio stąd.
2 zdjęcia się powtarzają, nie miejcie mie tego za złe, bardzo je lubię =).

2.5.08

Grzybowo - cisza



Przepraszam za słabą jakość, nie miałem czasu ni weny na lepsze zdjęcie (stąd też brak mojego logo v 1.0:) )

Grzybowo

Niezwykłe szczęscie sprzyjało potomkom osadników znad Żołnowa, gdyż podczas, nie tak dawnych, "dość" silnych wiatrów dwa z naszych pięknych drzew nie zakorzeniły się dostatecznie głęboko i silnie. Czego konsekwencją są dwa poniższe zdjęcia.



21.4.08

Letter of application

Zabrałem się w końcu za mój pierwszy w życiu prawdziwy letter of application. Zamierzam ubiegać się o przyjęcie do University of Southampton. Uważany jest za najlepszy uniwersytet w UK pod względem oceanograficznych osiągnięć. Przynajmniej tam nie studiowałbym bałtykologii tylko prawdziwą oceanografię. I w dodatku mają ładne broszurki...

Oczywiście do mojego listu muszę dołączyć bardzo rozległe, obszerne i atrakcyjne CV, które natychmiast zwróci uwagę dziekanatu (?) na wyspiarskim uniwersytecie. Niestety, jak to zwykle bywa w takich momentach, okazuje się, że mój dorobek życiowy wygląda niezwykle mizernie i mało zachęcająco. Zastanawiałem się nad pewnym podkolorowaniem niektórych pozycji, jednak o dodawaniu zupełnie nowych nie ma mowy. Byłoby to nie w moim stylu, choć zapewne nieco by zwiększyło szansę pozytywnego rozpatrzenia wniosku.

Fajnie by było, gdyby ktoś (o ile ktokolwiek to w ogóle odwiedza), podrzucił pare ciekawych fixed phrase do letter of application, gdyż im ciekawszy język, tym większa szansa, iż ktoś zwróci uwagę na moje wypociny.

9.3.08

Dzień ósmy (mniej spóźniony).

Zaczytane:


Wydawałoby się, że wybór nie może być dialektyczny, że takie stawianie problemu zubaża go, to znaczy fałszuje, to znaczy przeobraża w coś innego. (...) Od tak do nie ileż może?”


„Gra w klasy” Julio Cortazara


Puryści, nie proście mnie o wstawianie tam tego akcentu nad „a” w prawą stronę. Nie potrafię tego zrobić (a szczerze mówiąc, nie chce mi się szukać).


Żebym nie zapomniał: wszystkiego najlepszego, dziewczyny!!!


Ok, mamy to już za sobą.


Opóźnienia w ukazywaniu się wpisów nie wynikają z mojego lenistwa, lecz z braku dostępu do internetu. Nawet nie tyle z braku, ponieważ gdyby kierownik nie był skąpy (lub gdyby instytut nie był taki skąpy) można by spokojnie korzystać. Ale jest jak jest, nie mnie to oceniać czy zmieniać, zatem moje króŧkie relacje pojawią się nieco później.


Dzisiejszą noc spędziliśmy na podróży w okolice Bornholmu, dzisiejszy dzień na opływania Bornholmu (i oczywiście zbieraniu wody, nie myślcie sobie, że to tylko taki kaprys kapitana) a teraz znowu wracamy do ojczyzny, do tego kraju mlekiem i miodem płynącego, gdzie ochraniają nas duchy przodków. A przy okazji do internetu i Szczecina. W tej kolejności.


Ilość filmów, jakie obejrzę w ciągu tego rejsu jest całkiem spora. Jakby policzyć godziny spędzone przed telewizorem, można by dojść do wniosku, że projekcje odbywają się na dwa ekrany, bo jednej doby nie da się tego przetworzyć. Wspominałem, że śpię tu średnio 8h w ciągu nocy i w dodatku jeszcze pracuję? I uczę się, rzecz jasna. Przed wszystkim.

Dzień siódmy (spóźniony).

Dla mnie to był dość ciężki dzień. Borykałem się z lekką gorączką i ciekawym uczuciem w lewym oku. Mianowicie, wydawało mi się, iż czuję niewielki w nim wzrost ciśnienia oraz tępy i, na szczęście słaby, ból. Przy okazji ponarzekałem nieco na okulistów pracujących w dużych centracj handlowych (bez konkretnych nazw), którzy to nie chcą przyjąć ewidentnie chorego człowieka (widać było wtedy, i widać to do dzisiaj zresztą, że pękło mi naczynie krwionośne i krew rozlała się na pół, dosłownie, oka; niezbyt estetyczny widok, muszę przyznać) z „braku odpowiedniego sprzętu. Zapewne takie są procedury i zapewne nie powinienem złorzeczyć na niewinnych lekarzy, którzy po tylu latach studiów nie mają jeszcze, zapewne, środków wystarczających na zakupienie i wyposażenie odpowiednio swoich gabinetów. Mówi się trudno i żyje się dalej. Nie byłem (i nie jestem) umierający, więc jakoś to przełknąłem i poszedłem dalej.


Doszedłem do apteki, w której na szczęście obsługa okazała się na tyle miła, że szybko się mną zaopiekowała i dała niezbędne, w ich przekonaniu, do wyleczenia mnie i mojego oka. Ucieszyłem się gdy usłyszałem, że dostaję kropelki powodujące zwężenie naczyń krwionośnych i zdziwiłem się nieco, usłyszawszy, iż powinienem kupić również jakieś tabletki, tak apetycznie i zachęcająco oferowane mi przez panią mgr farmacji (która, jak się później okaże, jako hobby wybrała sobie psychologię). Tabletki te postanowiłem sprawdzić dopiero na statku, gdyż i tak nie posiadałem niczego, czym można by zapić. A bez popity to nie da rady. Na statku okazało się, iż w aptece mają niezłe poczucie humoru, gdyż sprzedając mi wspomniane tabletki, dziwnym trafem zapomniano wspomnieć o ich nazwie lub czymś tak prozaicznym jak przeznaczenie. Dodać należy, iż dostałem jeden tylko listek owych zółtych, powlekanych tabletek. Po dogłębnej i niezwykle wnikliwej analizie doszedłem, iż jest kwas askorbinowy, zwany dużo częściej witaminą C. Fakt- nie zaszkodzi. Czemu tylko nie nazywa się placebo?

5.3.08

Dzień piąty.

Dzień jak co dzień, za wyjątkiem może pogody, która wyjątkowo dzisiaj dopisała. Piękne słoneczko plus mały wietrzyk a i tak wspomniana wcześniej dziewczyna skorzystała z okazji i zrezygnowała z dalszego uczestnictwa w rejsie.


Stoimy teraz w Nowym Porcie w Gdańsku, najedzeni pysznym tatarem z cebulką, jajeczkiem i ogórkiem (lepiej nie stawać w pobliżu ;)) i czekamy na lepsze czasy. Z zaszłyszanych rozmów, jutro mamy pływać po głębi Gdańskiej oraz wypłynąć na otwarte morze i zmierzać powoli w kierunku Szczecina i zalewu Szczecińskiego.


Dzisiaj podobno padł rekord czystości wody w południowym Bałtyku, gdyż krążek Secchiego zniknął dopiero na 12 m. Dla niewtajemniczonych, oznacza to, że aktualnie w tym miejscu nic nie kwitnie, nie ma żadnych zanieczyszczeń oraz nie ma nic, co by rozpraszało światło. A przynajmniej jest tych cząstek wyjątkowo mało.


Pozdrawiam i wracam do meczu.

4.3.08

Dzień czwarty.

Cały dzień słońce, ładnie, choć nieco chłodno. Nie bujało zbyt mocno, nie wiało zbyt mocno.


Dzisiaj wykonaliśmy w końcu nowe badanie, tym razem na rozpoznanie wielkości produkcji pierwotnej, które to badanie w połączeniu z cały czas prowadzonymi pomiarami oświetlenia tuż nad powierzchnią morza oraz do w całym profilu głębokości, pozwalają na określenie wydajności wykorzystania promieni słonecznych do przeprowadzenia procesu fotosyntezy. Zatem dopiero dzisiaj tak naprawdę zrozumiałem, w jakim właściwie celu został rozpisany ten rejs: bio-optyka.

Określenie produkcji pierwotnej prowadzimy na podstawie węgla C14, który w procesie fotosyntezy wbudowywany jest w struktury komórek. Po 4-godzinnej ekspozycji na różnych głębokościach jesteśmy w stanie określić wartość produkcji pierwotnej.


Dzisiaj wpis o charakterze naukowym, mam nadzieję, że przybliżył nieco badania prowdzone podczas tegoż rejsu. Jakiekolwiek pytania proszę kierować do mnie poprzez system komentarzy.


Pozdrawiam.

3.3.08

Dzień trzeci.

Dzisiaj się rozbujało, mimo że wiatr nie był tak mocny jak wczoraj. Większość dnia spędziliśmy w okolicy ujścia Wisly, dopomagając biochemikom, którzy zaplanowali tutaj swoje stacje. Zatem my nie mieliśmy wiele do roboty, mówiąc dokładniej: nic nie mieliśmy do roboty. Większą część dnia przeleżałem w kabinie czytając "Ja, Klaudiusz" (jeszcze nie skończyłem). Dwie koleżanki poczuły się nieco gorzej i nie wychyliły nosa z łóżek aż do wieczora, kiedy to stanęliśmy ostatecznie na noc na kotwicy.
Mimo że byliśmy dosyć blisko brzegu, zdecydowanie bliżej niż wczoraj, zasięg GSM był dużo słabszy i jeżeli ktoś próbował się ze mną skontaktować i nie otrzymał odpowiedzi: bardzo przepraszam. Zasięg na statku zależy od wiatru, a ten staje się ostatnio bardzo kaprysny.


Dzisiaj zdażyły się 2 filmy:


1. Jumper


2. Shoot 'em up


Pierwszego nie komentuję, drugi podobał mi się bardzo, choć mam wrażenie, że jako jedynemu. No cóż, nie każdy widać rozumie i uznaje zabawę reżysera z kina pt. zabijmy wszystko co się rusza, nie zapominając, że główny bohater jest niesmiertelny. Wszystko utrzymane wtakiej konwencji, że nie można tego brac na serio.


Brakuje tu zdecydowanie jakichś gier zespołowych, czasami widzę 3 osoby grające w karty ("raz,dwa,trzy"- nie mam pojęcia o co w tym chodzi), jednak mówią mi, iż jest to gra 3-osobowa (jakby nie można np pograć w 4 w tysiąca). Scrabbli też jakoś nie widzę, a miały podobno być. Dobrze, że chociaż te filmy są, choć niedługo się skończą i trzeba będzie wymyśleć jakieś inne zajęcie (może wtedy zaczniemy w coś grać?).


Co by optymistycznie skończyć: jutro zapowiada się miły i bezwietrzny dzień (lub przynajmniej mało-wietrzny). Przynajmniej nie będę musiał sam na pokładzie wykonywać wszystkich niewolniczych czynności.

2.3.08

Dzień drugi. Mam 22 lata!

Chociaż nie ma się z czego cieszyć, mam już 22 lata. Dzisiejszy dzień minął mi zwyczajnie, poza oczywiście setką esemesów, na które chyba pierwszy raz w życiu odpowiedziałem=). Dziękuję raz jeszcze wszystkim,to było naprawdę bardzo miłe (i dosyć niespodziewane :)).
Wracając jednak do rejsu, to skorzystałem dzisiaj z pewnego pomieszczenia, które ogólnie rzecz biorąc, nazywane jest messą. Znajduje się w nim duży telewizor, odtwarzacz dvd, wzmacniacz i 2 120w kolumny. Myślę, że można to uznać za namiastkę sali audio/wizualnej jaką posiada się na luksusowych, prywatnych jachtach. Obejrzeliśmy film braci Coen, "To nie jest kraj dla starych ludzi". Warto było spędzić te dwie godzinki nie czytając "Ja, Klaudiusz" (nie ujmując nic samej książce, oczywiście).
Tak się dzisiaj zaczytałem, że omal przegapiłem jedną ze stacji.
Moje pierwsze śniadanko było dosyć ciekawe, głównie dlatego, że nie potrafiłem otworzyć ketchupu. A gdy mi się w końcu udało: otworzyłem go na obrus i swoje czyste spodnie. Dziecko oops. Gdy tylko zbliża się czas posiłku, cała załoga porzuca wszystkie wykonywane w danym czasie czynności i pojawia się w jadalni. Wszyscy. Poza kapitanem na szczęście. Warto zauważyć, że większość ludzi na pokładzie nie ma zegarków, a mimo to bezbłednie ich żołądki mówią im, która godzina.
Byłbym zapomniał: odbył się dzisiaj próbny alarm opuszczenia statku. Polegało to na tym, ze po ogłoszeniu przez kapitana (?) alarmu mieliśmy się stawić z pasami ratunkowymi i kombinezonami przy tratwach ratunkach, czyli na pokładzie w części dziobowej. Następnie ogłoszono przydział ludzi do poszczególnych tratw oraz poproszono osoby będące pierwszy raz na r/v Oceanii o pozostanie w celu zapoznania się z procedurą zakładania kombinezonu (który nie różni się zbytnio od typowego kombinezonu nurkowego). Bułka z masłem o ile nie robi się tego w sytuacji stresowej i na czas. W takim kombinezonie można na szczęście dość długo przesiedzieć w, nawet zimnej, wodzie. Dlatego też: nie ma się co martwić. Wiatry już zmalały, praktycznie nie buja (tylko jedna osoba ma chorobę morską).
Pozdrawiam.

1.3.08

Dzień pierwszy.

Z dnia pierwszego mojej "wyprawy" na r/v Oceania zapamiętam na pewno wielogodzinną (co najmniej 3) zabawę z tym oto laptopem, z którego teraz piszę. Jak widać, dla niewprawnego użytkownika Linuxa zabawa z podczerwienią nie kończy się najlepiej, dlatego nie polecam takich samobójczych czynności niezaawansowanym użytkownikom.
Na szczęście, zanim zabrałem się za komputer, zdążyłem posmakować tego co czeka mnie przez najbliższe pare dni. Między innymi zajmowałem się tak ważnymi i istonymi rzeczami jak przyczepienie haka do instrumentu pomiarowego czy trzymaniu kabla, co by owy instrument się nie kołysał przed wpuszczeniem do wody.
Niestety, nie będę na razie w stanie wrzucać zdjęć na bloga, przynajmniej dopóki nie odkryję jak się wysyła maile z mojej kom¬órki (co może się okazać trudne z ograniczonym dostępem do internetu).
Dzisiaj dzień zakończyliśmy w Nowym Porcie w Gdańsku, w miejscu z którego wypłynęliśmy. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest niż "Emma", przynoszący bardzo silne wiatry, mogące spowodować nawet sztorm do 12 w skali Beauforta.
Plan dnia jest bardzo prosty, choć nieco odmienny od tego "lądowego". O godzinie 7.30 jest przewidziane śniadanie, to jescze w miarę zwyczajna pora. Następnie w godzinach 11.30-12.00 jest obiad (pełnoprawny, z 2 posiłkami). O godzinie 17.30 jest kolacja i do 7.30 następnego dnia trzeba jakoś wytrzymać... Dodać należy, iż posiłki są syte i smaczne, choć mało zróżnicowane (drugie danie= ziemniaki i mięsko z sosikiem, bez surówek, jedynie z sałatą). Mimo wszystko 3 posiłki dziennie to więcej niż się spodziewałem i jestem z tego powodu niezmiernie zadowolony (miła odmiana od studenckich "dzikich godzin" jedzenia).
Pozdrawiam

29.2.08

Pakowanie, czas: 2h25min.

Status: zakończone.
Przy okazji szybkie pranie, teraz suszenie (mam nadzieję, że równie szybkie).
Pogoda na najbliższe dni (źródło: weather.co.uk):



Zapowiada się ciekawie, choć nie tak wietrznie jak zakładałem (brałem pod uwagę wiatry powyżej 20m/s)
A przy okazji potwierdziła się pora zmierzchu. Słońce zachodzi o godzinie 17.21 , co w praktyce oznacza, że o tej godzinie będziemy już zapewne chować cały sprzęt. A przynajmniej zabezpieczać na następny dzień.
Co można robić przez 2 tygodnie na takim statku?

28.2.08

Rejs r/v Oceania

Wczoraj, tj. 27.03 (środa) dowiedziałem się, że zwolniło się miejsce na rejs r/v Oceania po Bałtyku. Program badawczy rejsu obejmuje zagadnienia optyki i bio-optyki morza. Jako że biogeochemicy mają zaplanowane badania w pobliżu naszych punktów pomiarowych, płyną razem z nami.

Trasa rejsu obejmuje Zatokę Gdańską, otwarty Bałtyk oraz Zatokę Pomorską i Zalew Szczeciński. Koniec trasy planowany jest w Ustce (ciekawe jak z transportem do domu...).

Z krótkiej rozmowy, którą miałem zaszczyt dzisiaj odbyć z dr'em Piotrem Kowalczukiem wynika, iż będę odpowiedzialny za obsługę ciężkiego sprzętu w momencie wystawiania go poza burtę oraz wciąganie i spuszczanie kabli (innymi słowy, będę robił całą czarną robotę... jak to student). Zapowiada się, mimo wszystko, bardzo ciekawie, głównie dlatego, że po 17.00 (nie wiem dokładnie o której) robi się ciemno i nie będziemy prowadzić żadnych pomiarów (w końcu to optyka). Wynika z tego, że po zmroku kwitnąć będzie życie towarzyskie (Scrabble?).

Zabieram się za skompletowanie listy niezbędnych mi rzeczy.