nie przerabiane w PS'ie
100 punktów za odpowiedź : co to jest??
zielone miasto Gdańsk
jarząb szwedzki (lekko zardzewiały)
Zabrałem się w końcu za mój pierwszy w życiu prawdziwy letter of application. Zamierzam ubiegać się o przyjęcie do University of Southampton. Uważany jest za najlepszy uniwersytet w UK pod względem oceanograficznych osiągnięć. Przynajmniej tam nie studiowałbym bałtykologii tylko prawdziwą oceanografię. I w dodatku mają ładne broszurki...
Oczywiście do mojego listu muszę dołączyć bardzo rozległe, obszerne i atrakcyjne CV, które natychmiast zwróci uwagę dziekanatu (?) na wyspiarskim uniwersytecie. Niestety, jak to zwykle bywa w takich momentach, okazuje się, że mój dorobek życiowy wygląda niezwykle mizernie i mało zachęcająco. Zastanawiałem się nad pewnym podkolorowaniem niektórych pozycji, jednak o dodawaniu zupełnie nowych nie ma mowy. Byłoby to nie w moim stylu, choć zapewne nieco by zwiększyło szansę pozytywnego rozpatrzenia wniosku.
Fajnie by było, gdyby ktoś (o ile ktokolwiek to w ogóle odwiedza), podrzucił pare ciekawych fixed phrase do letter of application, gdyż im ciekawszy język, tym większa szansa, iż ktoś zwróci uwagę na moje wypociny.
Żebym nie zapomniał: wszystkiego najlepszego, dziewczyny!!!
Ok, mamy to już za sobą.
Opóźnienia w ukazywaniu się wpisów nie wynikają z mojego lenistwa, lecz z braku dostępu do internetu. Nawet nie tyle z braku, ponieważ gdyby kierownik nie był skąpy (lub gdyby instytut nie był taki skąpy) można by spokojnie korzystać. Ale jest jak jest, nie mnie to oceniać czy zmieniać, zatem moje króŧkie relacje pojawią się nieco później.
Dzisiejszą noc spędziliśmy na podróży w okolice Bornholmu, dzisiejszy dzień na opływania Bornholmu (i oczywiście zbieraniu wody, nie myślcie sobie, że to tylko taki kaprys kapitana) a teraz znowu wracamy do ojczyzny, do tego kraju mlekiem i miodem płynącego, gdzie ochraniają nas duchy przodków. A przy okazji do internetu i Szczecina. W tej kolejności.
Ilość filmów, jakie obejrzę w ciągu tego rejsu jest całkiem spora. Jakby policzyć godziny spędzone przed telewizorem, można by dojść do wniosku, że projekcje odbywają się na dwa ekrany, bo jednej doby nie da się tego przetworzyć. Wspominałem, że śpię tu średnio 8h w ciągu nocy i w dodatku jeszcze pracuję? I uczę się, rzecz jasna. Przed wszystkim.
Doszedłem do apteki, w której na szczęście obsługa okazała się na tyle miła, że szybko się mną zaopiekowała i dała niezbędne, w ich przekonaniu, do wyleczenia mnie i mojego oka. Ucieszyłem się gdy usłyszałem, że dostaję kropelki powodujące zwężenie naczyń krwionośnych i zdziwiłem się nieco, usłyszawszy, iż powinienem kupić również jakieś tabletki, tak apetycznie i zachęcająco oferowane mi przez panią mgr farmacji (która, jak się później okaże, jako hobby wybrała sobie psychologię). Tabletki te postanowiłem sprawdzić dopiero na statku, gdyż i tak nie posiadałem niczego, czym można by zapić. A bez popity to nie da rady. Na statku okazało się, iż w aptece mają niezłe poczucie humoru, gdyż sprzedając mi wspomniane tabletki, dziwnym trafem zapomniano wspomnieć o ich nazwie lub czymś tak prozaicznym jak przeznaczenie. Dodać należy, iż dostałem jeden tylko listek owych zółtych, powlekanych tabletek. Po dogłębnej i niezwykle wnikliwej analizie doszedłem, iż jest kwas askorbinowy, zwany dużo częściej witaminą C. Fakt- nie zaszkodzi. Czemu tylko nie nazywa się placebo?
Dzień jak co dzień, za wyjątkiem może pogody, która wyjątkowo dzisiaj dopisała. Piękne słoneczko plus mały wietrzyk a i tak wspomniana wcześniej dziewczyna skorzystała z okazji i zrezygnowała z dalszego uczestnictwa w rejsie.
Stoimy teraz w Nowym Porcie w Gdańsku, najedzeni pysznym tatarem z cebulką, jajeczkiem i ogórkiem (lepiej nie stawać w pobliżu ;)) i czekamy na lepsze czasy. Z zaszłyszanych rozmów, jutro mamy pływać po głębi Gdańskiej oraz wypłynąć na otwarte morze i zmierzać powoli w kierunku Szczecina i zalewu Szczecińskiego.
Dzisiaj podobno padł rekord czystości wody w południowym Bałtyku, gdyż krążek Secchiego zniknął dopiero na 12 m. Dla niewtajemniczonych, oznacza to, że aktualnie w tym miejscu nic nie kwitnie, nie ma żadnych zanieczyszczeń oraz nie ma nic, co by rozpraszało światło. A przynajmniej jest tych cząstek wyjątkowo mało.
Pozdrawiam i wracam do meczu.
Dzisiaj wykonaliśmy w końcu nowe badanie, tym razem na rozpoznanie wielkości produkcji pierwotnej, które to badanie w połączeniu z cały czas prowadzonymi pomiarami oświetlenia tuż nad powierzchnią morza oraz do w całym profilu głębokości, pozwalają na określenie wydajności wykorzystania promieni słonecznych do przeprowadzenia procesu fotosyntezy. Zatem dopiero dzisiaj tak naprawdę zrozumiałem, w jakim właściwie celu został rozpisany ten rejs: bio-optyka.
Określenie produkcji pierwotnej prowadzimy na podstawie węgla C14, który w procesie fotosyntezy wbudowywany jest w struktury komórek. Po 4-godzinnej ekspozycji na różnych głębokościach jesteśmy w stanie określić wartość produkcji pierwotnej.
Dzisiaj wpis o charakterze naukowym, mam nadzieję, że przybliżył nieco badania prowdzone podczas tegoż rejsu. Jakiekolwiek pytania proszę kierować do mnie poprzez system komentarzy.
Pozdrawiam.
Dzisiaj się rozbujało, mimo że wiatr nie był tak mocny jak wczoraj. Większość dnia spędziliśmy w okolicy ujścia Wisly, dopomagając biochemikom, którzy zaplanowali tutaj swoje stacje. Zatem my nie mieliśmy wiele do roboty, mówiąc dokładniej: nic nie mieliśmy do roboty. Większą część dnia przeleżałem w kabinie czytając "Ja, Klaudiusz" (jeszcze nie skończyłem). Dwie koleżanki poczuły się nieco gorzej i nie wychyliły nosa z łóżek aż do wieczora, kiedy to stanęliśmy ostatecznie na noc na kotwicy.
Mimo że byliśmy dosyć blisko brzegu, zdecydowanie bliżej niż wczoraj, zasięg GSM był dużo słabszy i jeżeli ktoś próbował się ze mną skontaktować i nie otrzymał odpowiedzi: bardzo przepraszam. Zasięg na statku zależy od wiatru, a ten staje się ostatnio bardzo kaprysny.
Dzisiaj zdażyły się 2 filmy:
1. Jumper
2. Shoot 'em up
Pierwszego nie komentuję, drugi podobał mi się bardzo, choć mam wrażenie, że jako jedynemu. No cóż, nie każdy widać rozumie i uznaje zabawę reżysera z kina pt. zabijmy wszystko co się rusza, nie zapominając, że główny bohater jest niesmiertelny. Wszystko utrzymane wtakiej konwencji, że nie można tego brac na serio.
Brakuje tu zdecydowanie jakichś gier zespołowych, czasami widzę 3 osoby grające w karty ("raz,dwa,trzy"- nie mam pojęcia o co w tym chodzi), jednak mówią mi, iż jest to gra 3-osobowa (jakby nie można np pograć w 4 w tysiąca). Scrabbli też jakoś nie widzę, a miały podobno być. Dobrze, że chociaż te filmy są, choć niedługo się skończą i trzeba będzie wymyśleć jakieś inne zajęcie (może wtedy zaczniemy w coś grać?).
Co by optymistycznie skończyć: jutro zapowiada się miły i bezwietrzny dzień (lub przynajmniej mało-wietrzny). Przynajmniej nie będę musiał sam na pokładzie wykonywać wszystkich niewolniczych czynności.